Urodzeni w latach 70-tych ubiegłego wieku i starsi (czyli Ci, którzy choć kilka lat świadomego życia spędzili w PRL) mogą pominąć ten akapit i przejść od razu do kolejnego. Pozostałym wyjaśniam, że Polsce Ludowej (a chyba i w innych demoludach) funkcjonowała popularna seria dowcipów o Radiu Erywań (wymawianym z rosyjska, z „j” na początku). Zaczynały się frazą: „Pytanie słuchacza do Radia Erywań: ‘czy to prawda, że…?’, po którym następowała odpowiedź: „Tak, ale…”, odwracająca kota ogonem. Jeden z bardziej znanych dowcipów z tego gatunku szedł tak: „Pytanie słuchacza do Radia Erywań: ‘Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody?’ Odpowiedź: „Tak, ale nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, tylko na Placu Rewolucji, nie samochody tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną.”
W ostatnich tygodniach Urząd m.st. Warszawy zamieścił pierwsze ogłoszenia wzywające spadkobierców byłych właścicieli do zgłoszenia się do zawisłych postępowań dekretowych (ogłoszenia w eleganckich dwujęzycznych wersjach można przeglądać tu: https://bip.warszawa.pl/Menu_podmiotowe/biura_urzedu/SD/ogloszenia/default.htm?page=1).
Dezinformacja medialna na temat przyczyn i skutków rzeczonych ogłoszeń oraz wcześniejszych publikacji odnoszących się do ustawy, w oparciu, o którą zostały wydane (niezasłużenie ochrzczonej „małą ustawą reprywatyzacyjną”, o czym niżej) nieodparcie skierowały moje myśli ku Radiu Erywań.
Przed wyjaśnieniem, dlaczego, przypomnieć wypada, że ogłoszenia o toczących się postępowaniach wydane zostały w oparciu o art. 214b ustawy o gospodarce nieruchomościami, wprowadzonym do niej ustawą z 25 czerwca 2015 r. o zmianie ustawy o gospodarce nieruchomościami oraz ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy, która weszła w życie 17 września 2016 r. (tekst ustawy)
Wchodzącą w życie nowelizację powszechnie nawet w poważnych serwisach prawniczych (http://www.lex.pl/czytaj/-/artykul/wchodzi-w-zycie-tzw-mala-ustawa-reprywatyzacyjna-1) prezentowano jako „małą ustawą reprywatyzacyjną”. Sugerując w komentarzach (choćby w samych nagłówkach), że daje ona jakieś dodatkowe szanse na realizację roszczeń dekretowych (http://zakonczeniedzialalnosci.pl/2016/09/09/mala-ustawa-reprywatyzacyjna-cz-i-ostatnia-szansa-na-roszczenia/). Ton ten podchwyciła zwłaszcza prasa zagraniczna. Skutkowało to ożywione zainteresowaniem spadkobierców byłych właścicieli nieruchomości warszawskich zamieszkałych w różnych miejscach na świecie. Obecnie, w sporej liczbie zwracają się oni do prawników z pytaniem łudząco podobnym do pytań słuchacza Radia Erywań: ”Czy to prawda, że w Polsce zaczęli zwracać nieruchomości byłym właścicielom?”
Gdybyśmy oddali na chwilę łamy naszego bloga (czy blogi w ogóle mają „łamy”?) samemu Radiu, w odpowiedzi, usłyszelibyśmy: „Tak, ale…”
„…nie w Polsce, tylko w Warszawie”
Nowelizacja ustawy o gospodarce nieruchomościami ma zastosowanie wyłącznie do nieruchomości warszawskich, odebranych na podstawie dekretu warszawskiego. W odniesieniu do pozostałych nieruchomości nowa regulacja nic nie zmienia.
Nie będzie zatem w oparciu o nią ogłoszeń dotyczących postępowań reprywatyzacyjnych poza Warszawą.
Nowa regulacja już choćby ze względu na ograniczony zakres terytorialny, wbrew supozycjom medialnym, nie stanowi żadnego przełomu w polityce polskich władz odnośnie reprywatyzacji.
„… nie zwracają, tylko trzeba je sobie wywalczyć”
Jeżeli nie liczyć (pod wieloma względami wadliwych) przepisów regulujących działalność komisji majątkowych zajmujących się zwrotem nieruchomości odebranych kościołom, to w Polsce nie było, nie ma (i pewnie nie będzie) żadnej ustawy reprywatyzacyjnej. Na miano to zasługiwałaby bowiem jedynie regulacja pozwalające na zwrot mienia (lub wypłatę odszkodowań), dla którego wystarczającą przesłanką byłoby pozbawienie byłych właścicieli rzeczonego mienia w określonym trybie. Taka zaś ustawa nigdy nie weszła w życie (w roku 2001 została uchwalona i skutecznie zawetowana przez prezydenta Kwaśniewskiego).
Obecna reprywatyzacja – niezbyt przychylnie nazywana „dziką”, a bardziej neutralnie „sądową” – polega na kwestionowaniu aktów administracji, w oparciu, o które właściciel zostali wyzuci z własności (czyli np. decyzji wydanych na podstawie różnych aktów prawnych: dekretu majątkach opuszczonych i poniemieckich, dekretu o reformie rolnej, ustawy o nacjonalizacji przemysłu, czy kolejnych przepisów dotyczących wywłaszczenia).
W Warszawie sytuacja jest nieco inna, bowiem tzw. dekret warszawski z mocy samego prawa znacjonalizował wszystkie nieruchomości w przedwojennych granicach miasta, pozwalając – pod określonymi warunkami – otrzymać ich zwrot w postaci „własność czasowej” (obecnie: prawa użytkowania wieczystego). Zatem w pewnym zatem sensie dekret jest ustawą nacjonalizacyjną i reprywatyzacyjną w jednym. W praktyce jednak niemal wszystkie wnioski o zwrot rozpoznane w latach 40-tych i 50-tych były załatwiane odmownie, co czyniło skutek reprywatyzacyjny dekretu iluzorycznym. W związku z tym obecnie dochodzenie roszczeń dekretowych wymaga najpierw stwierdzenia nieważności orzeczeń odmownych, co w praktyce zbliża tryb sądowej reprywatyzacji warszawskiej do trybu reprywatyzacji pozawarszawskiej.
Natomiast nowelizacja ustawy o gospodarce nieruchomościami, choć zwana jest „małą ustawą reprywatyzacyjną” w ogóle ustawą reprywatyzacyjną nie jest.
Nie umożliwia bowiem zwrotu zabranych nieruchomości, lecz przeciwnie, wprowadza obostrzenia proceduralne dotyczące stosowania dekretu warszawskiego i toczących się na jego podstawie postępowań reprywatyzacyjnych (prowadzonych w trybie tzw. reprywatyzacji sądowej).
W szczególności, pozwala wprowadza dodatkowe (pozadekretowe) przesłanki odmowy ustanowienia użytkowania wieczystego (zwrotu nieruchomości), którymi nie będziemy się tu zajmować.
Przede wszystkim jednak nowa regulacja nakazuje organom administracji zamieszczenie ogłoszeń o toczących się postępowaniach, wzywających spadkobierców byłych właścicieli do zgłoszenia się – w terminie 6 miesięcy od publikacji ogłoszenia i wykazanie swoich praw, czyli przedstawienia stwierdzeń nabycia spadu lub poświadczeń dziedziczenia w terminie kolejnych 3 miesięcy.
Sankcją bezskutecznego upływu powyższych terminów jest umorzenie postępowania.
Umorzenie takie równa się w praktyce utracie szansy odzyskania nieruchomości. Postępowanie umorzone należy bowiem traktować jako niewszczęte. Oznacza to, że w przypadku umorzenia za niebyłe uznać trzeba również złożenie wniosku dekretowego w latach 40-tych lub 50-tych. Niezłożenie go zaś w terminie (również 6-miesięcznym i liczonym od ogłoszeń o objęciu nieruchomości w posiadanie przez gminę, o którym niżej) oznacza utratę praw z dekretu, gdyż jest to tzw. termin zawity (niepodlegający przewróceniu).
Koniecznie podkreślić trzeba również, że – choć nietrudno tu o pomyłkę, która stała się udziałem sporej liczby mediów – 6-miesięczny termin wynikający z omawianej nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami nie ma nic wspólnego z 6-miesięcznym terminem na wystąpienie z wnioskiem o ustanowienie prawa użytkowania wieczystego składanym na podstawie dekretu. Zachowanie tego ostatniego umożliwiało bowiem zwrot nieruchomości, natomiast w przypadku terminu z nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami, bezskuteczny upływ 6-miesięczneogo terminu skutkuje definitywna utratą możliwości odzyskania takowej. Wbrew informacjom podawanym w mediach, zmieszczenie się w terminie 6 miesięcy od ostatnich ogłoszeń nie stwarza jednak żadnej dodatkowej szansy na odzyskanie nieruchomości. Trzeba go oczywiście dochować, lecz jedynie po to, aby nie stracić opcji zwrotu nieruchomości, którą posiadało się wcześniej. Nie można natomiast przez wniosek złożony w reakcji na ostatnie ogłoszenia zyskać nowej szansy zwrotu nieruchomości.
„… nie zaczęli zwracać, tylko przestają”
Wbrew sugestiom pojawiającym się w mediach, ogłoszenia na stronie Urzędu m.st. Warszawy nie oznaczają nowego otwarcia w kwestii reprywatyzacji. Przeciwnie, celem ustawy, w oparciu o którą zostały zamieszczone jest ostateczne ukręcenie łba reprywatyzacji sądowej w Warszawie, przez umorzenie postępowań dotąd nie zakończonych.
W świetle powyższego, uczciwe spojrzenie na omawianą nowelizację nie pozwala jej z pewnością określić „ustawą reprywatyzacyjną” (nawet „mała”). Winna być ona raczej nazywana „ustawą dereprywatyzacyjną”, czyli służącą powstrzymaniu reprywatyzacji.
Na marginesie, nie jest jasne, czy ustawa osiągnie swój cel. Nie ma bowiem pewności, czy dokonane na je podstawie umorzenia będą skuteczne. Decyzję o umorzeniu, zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego, należy bowiem doręczyć stronom. Stronami tymi są zaś m.in. spadkobiercy byłych właścicieli, których niezgłoszenie się do postępowania lub nieudowodnienie praw spadkowych stało się przyczyną umorzenia. Skoro jednak nie wiadomo, kto jest spadkobiercą, to nie wiadomo, kto jest stroną postępowania i komu trzeba doręczyć decyzję o umorzeniu. Jeżeli zaś nie zostanie ona doręczona, to decyzja o umorzeniu nigdy się nie uprawomocni.
Co dalej w związku z ogłoszeniami
Nie zmianie to faktu, że ci, którzy już podjęli jakieś kroki zmierzające do odzyskania nieruchomości powinni koniecznie na bieżąco sprawdzać ogłoszenie i stosownie reagować. W razie bowiem, gdyby w odniesieniu do „ich” postępowania ogłoszenie doszło do publikacji ogłoszenia, trzeba będzie bardzo pilnie uzyskiwać dokumenty określające krąg spadkobierców byłych właścicieli. Najlepiej robić to zresztą od razu, nie czekając na ogłoszenia, gdyż czasu przyznanego rzekomą „mała ustawą reprywatyzacyjną” jest bardzo mało.
Jeżeli zaś ktokolwiek dopiero rozważa zbadanie możliwości odzyskania działek utraconych przez swoich przodków, to obecnie jest po temu ostatni dzwonek. Jeżeli bowiem osoby takie przegapią ogłoszenia, to zamknie im drogę do dochodzenia jakichkolwiek roszczeń w przyszłości.
Artykuł Radio Erywań o małej reprywatyzacji w Warszawie pochodzi z serwisu Blog Kancelarii GKR Legal.