Ciąg dalszy subiektywnego zestawienia zmienianych i nowych przepisów w k.p.a, które wchodzą od 1 czerwca 2017. Część I dostępna jest pod linkiem.
Obwieszczenia na słupie
Bardzo oczekiwana zmiana dotyczy art. 49 i n. regulujących doręczenia korespondencji (w tym decyzji!) nie poszczególnym stronom postępowania, ale przez obwieszczenie (zwane popularnie powiadomieniem „na słupie”).
Przepis ten stanowił – a i po nowelizacji stanowi – że gdy przepis szczególny tak przewiduje (a jest tak np. w postępowaniach na podstawie Prawa budowlanego lub w postępowaniach o wydanie decyzji środowiskowej, gdy liczba stron przekracza 20, czyli dość często) można doręczać pisma przez ich publiczne ogłoszenie w formie „zwyczajowo przyjętej”, co kiedyś oznaczało tablicę ogłoszeń przed urzędem rady narodowej na rynku, którą (z nudów) wszyscy czytali, a obecnie oznacza gablotę wewnątrz budynku urzędu, do której nikt nie zagląda.
Pamiętam, jak w swoim czasie dowodziłem (skutecznie), że choć Wesoła jest dzielnicą m.st. Warszawy, to wywieszanie ogłoszeń o planowanej tam inwestycji liniowej (drodze) w ratuszu na Placu Bankowym nie jest sposobem „zwyczajowo przyjętym”, jako że mieszkańcy Wesołej nie mają „zwyczaju” jechać 25 km, żeby poczytać ogłoszenia w gablocie.
Po nowelizacji pozostaje możliwość wieszania ogłoszeń „na słupie”, ale można je – alternatywnie – wieszać w biuletynie informacji publicznej lub na stronie internetowej urzędu, czyli generalnie w sieci. Nareszcie! (acz trzeba oddać sprawiedliwość, że w „dużych” sprawach organy administracji często wieszały obwieszenia w sieci nawet nie mając takiego obowiązku).
Szkoda tylko, że nowelizacja nie wprowadza obowiązku wieszania obwieszczeń zarówno „na słupie”, jak i w sieci, bowiem nadal istnieje możliwość ukrycia decyzji przez podstępny urząd w jakiejś zakurzonej gablocie.
Nowy art. 49a rozciąga możliwość doręczenia decyzji przez obwieszczenie „na słupie” lub w sieci na wszystkie sprawy, w których bierze udział ponad 20 osób, o ile tylko zostaną one poinformowane na piśmie o doręczaniu w tym trybie. Myślę, że to dobry pomysł. Ideałem byłoby jednak, aby również w przypadkach, w których ustawa przewiduje doręczenie przez obwieszczenie istniał obowiązek ostrzeżenia stron, że dokumenty będą otrzymywać w tym trybie.
Wreszcie, w art. 492 wprowadzono obowiązek dostarczenia stronie, które się o to zwróci decyzji lub innego rozstrzygnięcia formalnie już doręczonego przez obwieszczenie „w sposób wskazany we wniosku” i w terminie 3 dni od zgłoszenia takiego żądania, chyba że środki względy techniczne uniemożliwiają doręczenie w tym terminie. To bardzo korzystna zmiana. Obecnie nawet jeżeli strona dowiedziała się „ze słupa”, że została wydana np. decyzja środowiskowa na budowę drogi szybkiego ruchu, to nadal, aby sprawdzić, czy wybrano wariant przez jej działkę, czy przez działkę sąsiada musiała jechać do urzędu czytać akta, a termin na zaskarżenie decyzji leciał. Teraz, przynajmniej teoretycznie, jeżeli szybko się zorientuje i mejlem zażąda przesłania decyzji powinna dostać ją w 3 dni. Dzięki temu na zaskarżenie pozostanie jej całe 11 dni. Znowu można wydziwiać, że całkiem fair byłoby dopiero, gdyby jeżeli strona w ciągu 14 dni zażąda fizycznego doręczenia decyzji formalnie doręczonej przez obwieszczenie, to termin na zaskarżenie biegnie od fizycznego doręczenia. Nie wymagajmy jednak za wiele, pierwszy krok do cywilizacji dzikiego zachodu, jakim był świat doręczeń przez ogłoszenia „na słupie” został wykonany.
Sobota wreszcie dniem powszednim
Ze znowelizowanego ar. 57 § 4 k.p.a. wynika, że – dla potrzeb obliczania terminów – sobota wreszcie stała się dniem powszednim, którym w świecie nie-prawniczym jest już od dawna. Do końca maja bowiem, jeżeli termin na dokonanie czynności wypada w sobotę, tego właśnie dnia czynność musi być dokonana, co w praktyce oznacza wysyłanie pisma w piątek i dzień mniej na dokonanie czynności. Dopiero, gdyby wypadł w niedzielę (lub inny dzień ustawowo wolny od pracy) przenoszony jest na poniedziałek (lub inny pierwszy dzień pracujący). Teraz mając termin wypadający w sobotę będziemy mogli sprawę przemyśleć przez weekend (najlepiej w kościele, jak w anegdocie o adwokacie, który swoje klientki – starsze panie – skarżące się na brak postępów w sprawie rozbrajał wyznaniem, że właśnie ostatnio „w kościele” myślał o ich sprawie), a pismo wypchnąć w poniedziałek.
Zbrodnia językowa
W art. 64 § 1 k.p.a. wprowadzono karygodną zmianę polegającą na zastąpieniu określenia „nie czyni zadość” przepisom (rzecz o piśmie wszczynającym sprawę, czyli „podaniu”) na „nie spełnia wymagań” ustalonych w rzeczonych przepisach. Dla mnie to językowa zbrodnia.
Oczywiście, że przepisy są dla ludzi, nie dla prawników i powinno być zrozumiałe. Archaizmy zaś nie wszyscy rozumieją. Tym niemniej, stosowania prawa (zwłaszcza w sądzie) ma w sobie coś z teatru i coś z magii. A jedno i drugie wymaga czasem tajemniczo brzmiących określeń.
Nie bardzo zresztą rozumiem takie nowelizacje. Podobno nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie mamy „konserwatywną rewolucję”. Jednym z jej pozytywnych przejawów powinien być szacunek do tradycyjnego języka i hołubienie archaizmów. Tymczasem, gdy idzie o zmiany w przepisach, archaizmy są rugowane. W Kodeksie cywilnym kilka lat temu cudowne staropolskie „rokowania”, jako formę zawarcia umowy, zastąpiono „negocjacjami” z importu, a zachęcony lud prawniczo-biznesowy zignorował okoliczność, że słowo to nie ma liczby pojedynczej i obecnie mówi o „negocjacji”, albo dwóch „negocjacjach” umowy. Teraz zaś w k.p.a. nie można już „czynić zadość”, a trzeba „spełniać”. Jeszcze trochę i złowrogo brzmiące „uchybienie” terminowi (lub „terminu” – to dawniejsza, ale równorzędna forma) zastąpione zostanie „przekroczeniem” tegoż, a z sali sądowej będzie się po prostu „wychodzić”, zamiast się z niej „wydalać”.
Przykro.
Organ pokazuje stronie, gdzie ją boli
Fantastyczna zmiana wprowadzona została w art. 79a § 1 k.p.a. Wymaga ona, aby organ – informując o zebraniu materiału dowodowego – powiadomił stronę o dostrzeżonych brakach w jej wniosku, czy w materiale, które mogą skutkować wydaniem decyzji odmownej.
Przykładowo, organ zanim odmówi np. przymusowego wymeldowania osoby zameldowanej na pobyt stały, ostrzeże wnioskodawcę, że nie jest wpisany do księgi wieczystej, i jeżeli chce wykazać swój tytuł własności do lokalu, w którym delikwent jest zameldowany, musi to zrobić przy pomocy innych dokumentów (np. stwierdzenia nabycia spadku po osobie ujawnionej w księdze).
Innymi słowy, zgodnie z tym nowym przepisem organ ma obowiązek zachować się lojalnie i powiedzieć, co strona musi udowodnić, żeby dostać decyzję, o którą wnosi. Dotychczas czasem tak robił, a czasem nie. A w wyjątkowo irytującej wersji odmawiał przyjmowania wniosków, do których nie dołączono wszystkich dowodów. Teraz ma być po europejsku. I dobrze.
Na marginesie, marzy mi się, żeby sądy powszechne robiły tak samo i wskazywały stronom, co w ich ocenie muszą udowodnić, albo w jakich kwestiach prawnych sąd przekonać, aby wygrać sprawę. Nie ma nic bardziej irytującego niż przegrać z powodu kwestii, której ani druga strona, ani sąd w toku sprawy w ogóle nie poruszali.
Część III rozważań już jutro.
Artykuł I tylko “czyni zadość” żal. O zmianie K.P.A w tonie nostalgicznym cz. II pochodzi z serwisu Blog Kancelarii GKR Legal.